Na szafie w moim gabinecie trzymałam zrolowane rysunki do pracy dyplomowej. Pewnego dnia Puszkin udał się na wyżyny w celu wyszperania czegoś ciekawego. Zręczny ten koteczek rozwinął kalki, ale nie pozwolił by spadły, o nie. Długo się im przyglądał, rozmyślał, w końcu chyba stwierdził, że znalazł jakieś błędy i musi mi je uświadomić.
Po pewnym czasie znalazlam go błogo śpiącego na zapisanych kartkach na parapecie. Możliwe, że próbował znaleźć błąd w obliczeniach, ale tak go znużyło liczenie, że odpłynął.
Całe szczęście, że nie był w komisji na mojej obronie, bo zapewne nie miałabym lekko...
Tak mi się jeszcze przypomniało. Gdy moja mama kończyła studia, dużo się w domu mówiło o obronie pracy magisterskiej. Siostra, która wtedy miała lat kilka, zapytała "Mamusiu, to Ty będziesz tej pracy broniła, żeby Ci jej nie podarli?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz