niedziela, 21 października 2012

Koty latające

Wyczytałam kiedyś, że gdzieś w Chinach pojawiły się koty ze skrzydłami. Jednak nie były to prawdziwe skrzydła, tylko dodatkowe fałdy skórne, którę trochę je przypominały.

Myślę, że skoro człowiek może mieć marzenia dotyczące latania (raczej nie mam tu na myśli samolotów), to dlaczego koty nie miałyby marzyć o własnych skrzydłach i lataniu? Niektóre nawet próbują te marzenia realizować.

Pierwsza realizacja kociego marzenia w tej kwestii nastąpiła jakieś kilkanaście lat temu. Puma miała możliwość wchodzenia i wychodzenia przez okno, przy domu rosła bowiem wiśnia, z której kocina korzystała jak z drabiny. Pewnego razu zobaczyłam w oknie coś dziwnego - niby to była Puma, ale ... po jej bokach poruszały się ptasie skrzydła. Oczywiście oniemiałam, bo przecież wcześniej kotka wyszła z domu bez skrzydeł, a na pewno w tak krótkim czasie nie zdążyłyby jej wyrosnąć aż takie duże. Jakie było wytłumaczenie tego dziwnego zjawiska? Bardzo przyziemne. Okazało się, iż sąsiad hodował gołębie w celach konsumpcyjnych, a Puma po prostu znalazła te skrzydła na śmietniku i postanowiła się nimi zaopiekować. Niestety nie wiem, czy próbowała je wykorzystać do latania.

Jakiś rok temu próbował latać Gandalf. Przelatywał z jednej szafki pod sufitem na inną szafkę stojącą przy drugiej ścianie. Nawet mu to dość sprawnie wychodziło, do czasu. Kiedyś chyba źle obliczył trajektorię lotu i niestety przyciąganie ziemskie go pokonało. Na moje nieszczęście było to nocą, a na linii lotu znajdowało się moje łóżko - nie przeczuwając niczego złego spałam w najlepsze. Zostałam brutalnie obudzona, ponieważ Gandalfinio wylądował na mojej twarzy. Przy okazji pokiereszował mi policzek, do tej pory pozostało mi wgłębienie po rozciętym mięśniu. Czasami kocurek próbuje jeszcze używać niewidocznych skrzydeł, choć coraz mu ciężej z uwagi na powiększające się gabaryty. Jednak łóżko przestawiłam w kąt pokoju, tak na wszelki wypadek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz