niedziela, 22 maja 2016

Bazylia

Przedstawiam nowego domownika, tym razem to nie kot ;)

Oto Bazylia

Image and video hosting by TinyPic

Bazylia została kupiona na giełdzie, córka chciała ocalić jakiegoś królika przed zjedzeniem.
Jest królikiem hodowlanym, więc możliwe, że w przyszłości dorówna gabarytami kocurakom.
Jednak na razie jest malutka.




środa, 11 listopada 2015

Kunulek wielkobrody

Kunulkowi spuchła broda, więc nie było wyboru - znowu odwiedziny w lecznicy. Wizje miałam różne, na szczęście okazało się, że to tylko kolejny "efekt uboczny" choroby eozynofilowej. Dzisiaj już jest lepiej. Mam nadzieję, że Kunuś za kilka dni będzie wyglądał jak nówka nieśmigana, bo na razie jest trochę zafafluniony. Ale apetycik na żółty serek mu nie przeszedł, mimo niedogodności z paszczęką.




niedziela, 8 listopada 2015

Chora Szyszunia

Niedawno Szyszka miała dziwny atak, oczywiście w nocy, kiedy dostęp do wetów jest ograniczony. Myślałam, że to wylew, ale wszystkie objawy (oczopląs, zaburzenia równowagi, kręcenie się w kółko) minęły, jak ręką odjął, po dwóch godzinach. Bardzo możliwe, iż był to atak padaczkowy, jednak więcej się nie powtórzył. Szyszka została przebadana, okazało się, że ma kardiomiopatię i jest na granicy anemii. Dostaliśmy leki i mamy obserwować.

Szyszka szybko doszła do formy. Albowiem, chyba z zemsty za wizytę u weta, usiłowała mnie w nocy zabić. Zrzuciła na moją głowę książkę w twardej oprawie. Oberwałam w skroń kantem tejże książki i przez chwilę zastanawiałam się, czy jestem jeszcze na tym, czy już na tamtym świecie. Na razie zostałam na tym łez padole, ale co będzie w najbliższej przyszłości - czas pokaże. Zwłaszcza, że Szyszunia nie odpuszcza. Na wszelki wypadek, przed położeniem się spać, sprawdzam, czy w najbliżej okolicy nie ma niebezpiecznych przedmiotów.




wtorek, 7 kwietnia 2015

Misha

Kotem mojego życia był Myszkin. Po jego śmierci znalazłam w necie kota do niego podobnego, przyjechał do mnie i okazało się, że jest tak samo miziasty i kochany jak Myszkinek. To był właśnie Myszonek, drugie wcielenie kota mojego życia. Myszoneczek był moja największą kocią miłością. Miałam nadzieję, że jak bardzo się postaram w poszukiwaniach, to i trzeci raz go odnajdę. Niestety tak się nie stało.

Ale...

Dzień przed Sylwestrem dostałam wiadomość, że pilnie szuka domu MCO z pseudohodowli, który miał być uśpiony. Nie zastanawiałam się długo i jeszcze przed końcem roku po niego pojechałam. Okazał się bardzo miłym kotem, cała podróż przebiegła bezproblemowo. Koty przyjęły go ze stoickim spokojem, on też szybko przyzwyczaił się do nowego domu, kotów i psicy.

Myszonek miał wrócić do mnie z nowym imieniem - Myszak. Jednak do rudzielca zupełnie to imię nie pasowało. Przecież on nie jest wcieleniem Myszoneczka. I nagle olśniło mnie - to Misha w całej okazałości. Imię pasuje do niego jak ulał, i nawet można wołać na niego Miszaczek.

Image and video hosting by TinyPic
Image and video hosting by TinyPic

A tutaj ma nawet skrzydełka
Image and video hosting by TinyPic




środa, 27 sierpnia 2014

Hard Pazur

Behemot, gdy tylko usiądę, ładuje mi się na kolana. Nawet gdy siedzi na nich już inny kot. Albo dwa. Wkokosi się, a potem próbuje wygryzać. Na koniec zostaje sam i każe się miziać. Ale po brzuchu za żadne skarby nie wolno. Brzuch jest prywatną własnością Behemota. Niemiziastą.
Jednak wczoraj tę własność wywalił do góry, jakby do czochrania. Więc pogłaskałam. Długo to głaskanie będę pamiętała. Szkoda, że nie miałam pod ręką probówki, bo mogłabym sobie od razu badanie krwi zrobić.
Teraz Behemot ma nową ksywę: Hard Pazur.




środa, 2 lipca 2014

Gienula - cz.1

Teraz słów kilka o Gienku.

Pewnego sierpniowego dnia, 15 lat temu, usłyszałam, że moje dwie psice bardzo głośno ujadają w ogródku. Poszłam sprawdzić co się dzieje. Okazało się, że szczekały na małego kotka. Kotek zaczął uciekać, a one za nim, w końcu go osaczyły. Kiedy dobiegłam, zobaczyłam, że kiciuś leży na plecach, a psice się na niego szykują. Odciągnęłam psy, wtedy kotek skorzystał z okazji i czmychnął pod schody, więc ja za nim. Zaszył się w najgłębszy kąt, zatem musiałam najpierw wszystko spod tych schodów wytaszczyć. Po wielu bojach udało się go złapać i donieść do domu. Kotek okazał się bardzo dziki i bojowy. Nigdy nie łapałam dzikich kotów i nawet przez myśl mi nie przyszło, żeby wyposażyć się chociaż w parę rękawic. Z powyższej łapanki wyszłam z kilkoma dziurami po zębach i z rozoraną ręką - do dzisiaj mam na niej blizny.
Nie wiadomo skąd kocina się u nas znalazła. Kotek miał około 2-3 miesięcy. Na początku zamieszkał za kuchenką i szafką od zlewozmywaka. Wychodził tylko w nocy - na jedzonko i do kuwety. Ale w niedługim czasie okazało się, że wchodzi przez dziurę, obok rury kanalizacyjnej, do szafki pod zlewem. Więc, żeby go złapać trzeba było po cichu podejść, otworzyć szybko szafkę i złapać kotka. Gdy zaczynałam go głaskać, to był bardzo przestraszony i zdziwiony. Ale po pewnym czasie już mruczał.

Kotek okazał się kotką, która dostała na imię Kaja. Jednak po pewnym czasie wszyscy zaczęli na nią mówić Gienek i tak już pozostało. Oczywiście chyba nie muszę wspominać już o tym, że nie szukaliśmy domu dla Gienuli. Jednak po kilku latach okazało się, że on sam miał pewien plan co do miejsca zamieszkania.

Kiedy nastąpiło pierwsze zapoznanie Pumy z Gienkiem okazało się, że Gienuś bardzo by chciał zaprzyjaźnić się z dużą kotką (może jeszcze tęsknił za swoją mamusią), ale Puma warczała na niego i prychała. Niestety do końca się tylko tolerowali. Puma nie cierpi innych kotów i chyba na Gienka trochę tej awersji przeszło z Pumiaczka - Gienula też nie przepada za innymi kotami.

Gienuś najprawdopodobniej cierpi na jakąś psychiczną chorobę. Objawy ma takie jak w schizofrenii. Są okresy, kiedy panicznie boi się wszystkiego, wzrok ma przerażony, ucieka przed czymś czego nie ma. Wydaje przy tym dziwne odgłosy. Po złapaniu nie mruczy, tylko się wyrywa i próbuje gryźć. A potem następują okresy normalnego zachowania.




niedziela, 18 maja 2014

Stefano już bez jajek

Stefano bardzo lubił śpiewać, chodził po chałupie i zawodził. Potrafił nawet w nocy wyśpiewywać swoje arie. Gdyby nie pompony, które nosił pod ogonem, możnaby pomyśleć, że ma ruję. Jakoś to znosiłam. Ale w końcu zaczął śmierdzieć kocurem i moja cierpliwość sięgnęła zenitu. W trybie pilnym Stefano zaliczył wizytę u weta, skąd wrócił lżejszy o dwa jajka. W domu zapanował praaaaaaaaaawie błogi spokój.

Darmowy hosting zdjęć

Darmowy hosting zdjęć





czwartek, 27 marca 2014

prośba :)

Fanów moich kotów i cichych podczytywaczy bardzo proszę o polubienie fotki,
która bierze udział w konkursie dla opolskich OPP.
Na zdjęciu znany już Wam kocurak - zwany Myszonem.

Tutaj link do zdjęcia, które koniecznie ;) trzeba polubić:
www.facebook.com/photo.php?fbid=698961016794139&l=8b8d537775

Taki kot jak Myszonek, jest jedyny na świecie :)





piątek, 7 marca 2014

Skarpetkowy kradziej

Przygotowałam sobie do ubrania parę skarpetek w kotki.
Skarpetki zniknęły.
Pochłonęła je wielka czarna dziura.
Albo zaanektował skarpetkowy potwór - podobno taki istnieje.
Musiałam ubrać inne skarpetki.

Wieczorem sprzątałam kuwety i w jednej znalazlam coś dziwnego.
Dobrze, że nie spuściłam w wc - dziwny twór okazał się skarpetką utytłaną w trotach.
Po drugiej ślad zaginął.

Kolejnego dnia wybrałam się z młodym do alergologa.
W poczekalni zaczęłam grzebać w torbie, aby coś znaleźć.
Na co się natknęłam?
Oczywiście na skarpetkę, tę drugą, do pary, w kotki.

Przeprowadziłam śledztwo, ale żaden z koteczków nie chce się przyznać do kradzieży.
Chyba będę musiała przeprowadzić badanie wariografem...





piątek, 28 lutego 2014

Ciasto z kota

Takie ciasto mi ostatnio wyrosło w kuchni:
Darmowy hosting zdjęć

Kolejnego dnia znowu wyrosło ciasto.
Chyba więcej drożdży miało w sobie, bo jakieś takie bardziej wyrośnięte od poprzedniego.
Darmowy hosting zdjęć

Ciasta już skonsumowane, tylko trzeba było kłaki spomiędzy zębów wydłubywać, hehe.