Koty zaplanowały zbrodnię. Nie wiem czy wszystkie maczały w tym łapki, ale na pewno głównym wykonawcą była Szyszka. Ofiarą zostałam ja. Na szczęście cel nie został osiągnięty i przeżyłam. Jednak od dzisiaj będę się kładła z obawą, czy następnego dnia dane mi będzie się obudzić. Dopuszczam możliwość, że koteczki zechcą doprowadzić swoje przedsięwzięcie do końca.
W nocy obudził mnie rumor i lądujące na mojej twarzy papiery i książki. Książki w twardych okładkach. Nad moją głową dojrzałam Szyszkę siedzącą na półce nad łóżkiem, w miejscu, gdzie wcześniej stały owe książki. Ucho bolało mnie dość mocno, ale stwierdziłam, że w końcu przejdzie. Okazało się jednak, że dość mocno krwawię. Na szczęście dzień wcześniej brałam udział w szkoleniu udzielania pierwszej pomocy - jak znalazł. Koteczki chyba nie przewidziały takiej ewentualności i zapewne nyślały, że skoro książki mnie nie zabiły, to przynajmniej się wykrwawię. Jednak przeżyłam. Mam tylko sznytę od ucha do czoła oraz ucho rozcięte w dwóch miejscach.
Rano okazało się, że mam kapcia w samochodzie, myślę, że to też robota koteczków. Zapewne myślały długfalowo - gdybym chciała pojechać do szpitala, to nie miałabym jak.
Zastanawiam się nad wyprowadzką do garażu, tam tylko mieszkają jakieś gryzonie. Może one nie mają takich morderczych zapędów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz